Forum

 Buddyzm i chrześcijaństwo

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Nie 16:55, 12 Sie 2007    Temat postu: Buddyzm i chrześcijaństwo

(Jest to temat wydzielony z innego wątku, który można znaleźć tutaj:

http://www.polonus.fora.pl/post2283.html#2283 )

Alex napisał:


Hiob: ...

Przeczytałam też tekst o buddyzmie. Wiele mi wyjaśnił.
Cieszę się, że trafiłam na forum, gdzie można spotkać tak różne poglądy - zmusza to do przemyślenia własnych. Cenne jest też to, że osoby, które wyznają inny system wartości lub dopiero go szukają, chcą dyskutować w tak jednoznacznie światopoglądowo określonym miejscu.
Powoli czytam wątki na tym forum i zauważyłam, że sam zachęcasz do tego, by szczerze wyrażać swoje opinie - to Twoja, Hiobie, wielka zasługa
ale

Hiob napisał:
Ale Buddyści nigdy się nie przejmowali specjalnie logiką,

i
Cytat:
Bo logika jest największym wrogiem buddyzmu. Nic dziwnego, według nich jest ona tylko iluzją…

Nie podejrzewam Cię o zamierzony brak szacunku ale..hmmm... to nie pomaga w dyskusji. Szanujmy swoje poglądy. Nie wiemy, jakimi drogami Bóg prowadzi człowieka, sam zauważyłeś, że czasami może być to droga fascynacji buddyzmem. Wierzę, że to Bóg dopuścił istnienie innych religii, a więc zrobił to w jakimś celu. Nie musimy się zgadzać ale się szanujmy Smile
Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy Jan Paweł II mówi do Dalaj Lamy:"Wiesz, logika to twój największy wróg".
Jeszcze raz - cieszę się, że trafiłam w tak ciekawe miejsce z tyloma ciekawymi ludźmi - ku mojemu wielkiemu pożytkowi Very Happy Pozdrawiam Smile


Dzięki za te uwagi. Pozwól, że przemyślę, czy nie powinienem zmienić tego sformułowania. Fakt, że czasem zbyt często używam sarkazmu, ale też zdanie o logice w buddyzmie jest prawdziwe. Przynajmniej według tego, czego nauczyłem się o tej religii.

Podam choćby taki przykład. Z logicznego punktu widzenia jest rzeczą niemożliwą, żebyśmy istnieli na tym świecie i "w czasie" od nieskończoności. Już pisałem o tym na tym forum i pisałem o tym na mojej stronce wśród argumentów na istnienie Boga. W skrócie powtórzę, że od nieskończoności do teraz musiałoby minąć nieskończenie wiele kroków, żeby "dzisiaj" nastąpiło. Jednak nieskończenie wiele kroków nie może minąć z samej definicji nieskończoności, czyli jeżeli mamy "dzisiaj", to znaczy, że istniejemy od jakiegoś określonego początku. Kiedyś to wszystko musiało się zacząć.

Najczęściej słyszymy tu argument, że w takim razie Bóg także nie może istnieć, skoro On istnieje rzekomo "od zawsze". Ale takie rozumowanie także jest błędne, bo Bóg wcale nie istnieje "od zawsze", ani nie będzie istniał wiecznie, Bóg istnieje teraz. Czas to nie jest coś, co w ogóle określa w jakikolwiek sposób Boga. Dla Boga wszystko jest "teraz". Żeby przemieszczać się w czasie, żeby mieć wspomnienia z przeszłości i czekać na przyszłość, trzeba być w jednym określonym momencie linii upływu czasu. Czyli być gdzieś, a gdzieś nie być. Ja kiedyś żyłem w XX wieku, teraz jestem w roku 2007, a jak Bóg da, za rok będę żył w 2008. Bóg gdyby był tak ograniczony, nie byłby Bogiem. To nie On jest w czasie, ale czas jest w Nim. A więc powiedzenie, że Bóg istnieje "od zawsze" nie jest logiczne. Czas istnieje od swojego początku, od momentu, gdy Bóg go stworzył. Bóg po prostu jest.

Wracając natomiast do buddyzmu, to on w ogóle nie zajmuje się takimi rozważaniami, bo są one niczym innym, tylko złudzeniem. Nie można poważnie zastanawiać się, medytować nad realiami naszej rzeczywistości, gdy celem naszym jest osiągnięcie pustki, oddalenie wszystkich myśli, odkrycie, że tak naprawdę nieistniejemy. Buddyzm jest czasem nazywany religią paradoksów właśnie dlatego, że ten system wierzeń jest nielogiczny, z naszego punktu widzenia.

I o ile zgodzę się, że Jan Paweł II nie użyłby takich sformułowań, jakich ja użyłem, to w przypadku Benedykta nie byłbym tego już taki pewny. Very Happy W końcu nie wahał się powiedzieć paru słów prawdy o Islamie, mimo, że spowodowało to wrzenie w islamskim świecie. Oczywiście słowa B16 były wyrwane z kontekstu i złośliwie zinterpretowane, to inna sprawa, ale w swym kontekście były prawdziwe, choć na pewno nie były politycznie poprawne.

Ja też choć może w swej formie jestem czasem niepotrzebnie sarkastyczny, ale jeśli chodzi o treść, muszę bronić tego, co napisałem. Nie chodzi bowiem o to, żeby nie urażać czyichś uczuć, ale o podanie prawdy. A logika, rozumiana tak, jak my ją tu, na zachodzie widzimy, naprawdę jest wrogiem filozofii buddyzmu. Buddyzm bowiem filozoficznie jest nielogiczny i sam w sobie sprzeczny. Paradoksy może są dobre w mistycyzmie, można je rozważać latami, ale logicznie myśląc nie można nie istnieć i przy pomocy medytacji próbować do tego dojść. Niezależnie co mi kto powie, dla mnie się to nigdy nie będzie trzymało kupy.

Żeby lepiej zilustrować moją myśl, przytoczę fragment ze stronki "rozwojduchowy.net":

"Kiedyś Budda Gautama był pytany o naturę wszechświata. Pytanie brzmiało:

- Czy wszechświat jest nieskończony?

- Nie - wyjaśnił Budda.

- Czy wszechświat jest w takim razie skończony? - pytający próbował zgłębić tą tajemnicę.

- Nie - spokojnie odpowiedział Budda.


To wydaje się na pierwszy rzut oka absurdalne i głupie. Sprzeczne z logiką umysłu. Dla umysłu istnieje tak lub nie. Nie ma innych możliwości. To jest właśnie logika, która w pewnym momencie staje się ograniczeniem. Budda wiedział, że wszelkie próby określenia wszechświata są bezużyteczne i są tylko aktywnością umysłu. Wiedział też, że umysł nie pojmie wszechświata, może jedynie się w tych pojęciach zgubić, co w dalszej mierze przyniesie cierpienie. To nie jest droga do wyzwolenia i uciszenia. Drogą wyzwolenia jest wyjście ponad umysł i logikę. Świadomość powinna zostawić te narzędzia za sobą jeśli chce wejść w przestrzeń istnienia.

Wolność może być zrealizowana tylko ponad umysłem, ponad pojęciami i obrazami mentalnymi. Choć wydaje się to niemożliwe i głupie dla człowieka naszej cywilizacji. Ludzie nie chcą porzucać własnego umysłu, nie chcą go uciszać, ponieważ wydaje im się, że gwarantuje on przetrwanie czy też szczęście. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Prawdziwe wyzwolenie i wejście w moment doświadczenia jest ponad umysłem. Nie pod umysłem, gdzie w grę wchodzi nieświadomość i zamroczenie. Stan ponad umysłem jest stanem świadomości, ciszy i przestrzeni. Rzeczywistość jest wtedy zupełnie inna, nie jest niczym ograniczona i zabarwiona. Po prostu jest. To jest powrót do źródła, esencji istnienia. Powrót do jestestwa.

Tu nie trzeba już być logicznym, nie trzeba by wszystko się zgadzało. Może się nie zgadzać, można mówić bzdury totalne, to nie ma warunków. Ważne, że czuje się własną prawdę - jest ona doświadczana. Z tego poziomu można tworzyć różne słowa opisujące własne postrzeganie rzeczywistości. Mogą to być słowa różnie rozumiane, ponieważ są to tylko myśli i inne energie na polu mentalnym. Dlatego powstaje też wiele nieporozumień między ludźmi, którzy jeszcze własnej prawdy nie czują. Kto choć raz przez chwilę dotknie serca wszechświata, ten wprowadzi do swego życia luz istnienia. Pojęcia umysłu nie będą wtedy ostateczną rzeczywistością.
Co ciekawe, nadal będzie można mówić o swojej prawdzie, nadal będzie można mówić o prawdzie „mojszej niż twojszej”, jednak nie będzie się tego traktowało poważnie. Będzie to inspirująca duchowo zabawa duszy.

autor artykułu: AnandaNa"


Koniec cytatu, podkreślenia moje. A ja mógłbym tylko powtórzyć tu za Janem Pawłem II motto mojego forum: "Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy."

I o ile rozumiem, że ktoś, kto się wychował w tamtej kulturze, może to widzieć zupełnie inaczej, to zawsze podejrzliwie będę spoglądał na Europejczyka, który w pewnym momencie zostaje buddystą. Trudno mi wręcz uwierzyć, że rzeczywiście przemyślał on to do końca. Oczywiście osądzam tutaj ludzi, których nawet nie znam i osądzam ich na podstawie mojej bardzo ograniczonej wiedzy na temat buddyzmu. Ale mój blog i moje forum są tylko miejscem, gdzie wyrażam swoje opinie. Mogę się mylić i nie raz się myliłem. Dlatego zawsze zachęcam innych do komentarzy, bo to pozwala mi albo skorygować błędy, albo wytłumaczyć lepiej swoje stanowisko.

Jeszcze zdanie na temat tej uwagi:

Cytat:
Wierzę, że to Bóg dopuścił istnienie innych religii, a więc zrobił to w jakimś celu.


Myślę, że nie można w ten sposób podchodzić. Bóg dopuszcza istnienie zła, chorób, cierpienia, grzechu, Szatana i wielu innych rzeczy, bez których na pewno byśmy się obyli. Te rzeczy istnieją jako wynik naszego grzechu, są złem spowodowanym naszymi złymi wyborami. Nie wszystko, co my tworzymy jest dobre.

Prawda, że Bóg z każdego zła potrafi uzyskać dobro, a największe dobro otrzymaliśmy z największego zła, ukrzyżowania samego Boga. "Felix culpa, szczęśliwa wina..." Jednak nie znaczy to, że należy pożądać zła, skoro Bóg może z niego osiągnąć dobro. I nie mówię tu konkretnie, że buddyzm jest złem, mówię szerzej. Mówię tylko, że wśród rzeczy, które Bóg dopuszcza, są takie, które na pewno powinniśmy się starać wyeliminować ze swojej rzeczywistości. Jak na przykład rak i inne choroby skażenie atmosfery, niesprawiedliwość społeczną itd, itp.

PS. Polecam też ten artykuł, który właśnie odnalazłem na portalu "Opoki", a w którym autor także mówi na temat zależności logiki i buddyzmu:

[link widoczny dla zalogowanych]

A ja chyba cały ten tekst zamieszczę na swoim blogu, bo pozwoli on lepiej zrozumieć, co miałem na myśli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex




Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 21:10, 14 Sie 2007    Temat postu:

Dzięki za tak obszerną odpowiedź na temat buddyzmu: jasno i klarownie. A po przeczytaniu tekstu z Opoki czuję się już całkiem "oświecona" w tej materii Smile

Absolutnie nie chodziło mi o podważanie Twoich merytorycznych uwag na temat buddyzmu - na wstępie zaznaczyłam, że moja wiedza na ten temat jest nędzna - a gdybym ją posiadała musiałabym się po prostu z Tobą zgodzić Smile . Nastawiam się tu raczej na odbiór niż na nadawanie.
Chodziło mi raczej o pewną atmosferę dyskusji. Można przedstawić swoje racje w różny sposób - pewnie inaczej wyglądałaby taka rozmowa w gronie katolików, gdzie wszyscy nadają na tych samych falach, a inaczej z udziałem np. buddysty. Chodzi mi o zachowanie tej nici umożliwiającej reakcję zwrotną.
Cytat:
Nie chodzi bowiem o to, żeby nie urażać czyichś uczuć, ale o podanie prawdy

a ja myślę, że chodzi o to, by podać prawdę, o ile jest to tylko możliwe, nie obrażając uczuć rozmówcy. Uczucia religijne to dość delikatna materia i sami najlepiej wiemy jak ważne są dla nas nasze własne Smile .
Cytat:
I o ile zgodzę się, że Jan Paweł II nie użyłby takich sformułowań, jakich ja użyłem, to w przypadku Benedykta nie byłbym tego już taki pewny. W końcu nie wahał się powiedzieć paru słów prawdy o Islamie,, mimo, że spowodowało to wrzenie w islamskim świecie. Oczywiście słowa B16 były wyrwane z kontekstu i złośliwie zinterpretowane, to inna sprawa, ale w swym kontekście były prawdziwe, choć na pewno nie były politycznie poprawne.

Pewnie masz rację Smile . Ale nie można powiedzieć, że Jan Paweł II był poprawny politycznie i nie mówił prawdy. Wręcz przeciwnie. Ale potrafił to robić tak genialnie, że każdy czuł się w jego obecności wartościowy i doceniony., czy to był buddysta, czy mahometanin... Oczywiście mówię tu o tych, którzy byli otwarci na spotkanie.
To, co powiedział B16 było prawdą – ale JPII nie powiedziałby tej prawdy w taki sposób. Po prostu potrafił budować mosty, mimo różnic. A jak doskonale to robił - widzimy coraz lepiej z perspektywy czasu. I dlatego jest Janem Pawłem Wielkim Smile
Cytat:
Cytat:
Wierzę, że to Bóg dopuścił istnienie innych religii, a więc zrobił to w jakimś celu.


Myślę, że nie można w ten sposób podchodzić. Bóg dopuszcza istnienie zła, chorób, cierpienia, grzechu, Szatana i wielu innych rzeczy, bez których na pewno byśmy się obyli. Te rzeczy istnieją jako wynik naszego grzechu, są złem spowodowanym naszymi złymi wyborami. Nie wszystko, co my tworzymy jest dobre. ...wśród rzeczy, które Bóg dopuszcza, są takie, które na pewno powinniśmy się starać wyeliminować ze swojej rzeczywistości. Jak na przykład rak i inne choroby skażenie atmosfery, niesprawiedliwość społeczną itd, itp.

Zgadzam się.. Nie mówię, że buddyzm jest dobrem, bo nawet nie chcę tego rozpatrywać w takich kategoriach. Pewnie, że trzeba walczyć ze złem, z rakiem. Ale jest też prawdą, że wielu z tych , którzy zachorowali na raka odnalazło dzięki chorobie drogę do Boga. Co nie znaczy,że że rak jest dobry i nie trzeba szukać na niego lekarstwa. Nikt przecież nie mówi: zachorujmy wszyscy, dzięki temu spotkamy Boga. Podobnie rozumiem sprawę z buddyzmem, czy innymi religiami. Mogą być narzędziem w rękach Boga, wyzwaniem dla nas, sprawdzianem naszej wiary, ale i naszego człowieczeństwa....Cóż, może się mylę - często łapię się na tym, że próbuję Boga wtłoczyć we własne ramki - wiem jednak, że
"...Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość. "

św. Paweł (1 Kor 13, 1-13)
Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Nie 1:19, 19 Sie 2007    Temat postu:

Alex napisał:
...
Absolutnie nie chodziło mi o podważanie Twoich merytorycznych uwag na temat buddyzmu - na wstępie zaznaczyłam, że moja wiedza na ten temat jest nędzna - a gdybym ją posiadała musiałabym się po prostu z Tobą zgodzić Smile . Nastawiam się tu raczej na odbiór niż na nadawanie.


Moja wiedza także nie jest wcale pełniejsza. Starałem się przekazać to czego dowiedziałem się od mądrzejszych ode mnie. I na pewno ukazałem tylko jakiś jeden aspekt, wycinek buddyzmu, bo jest to tak szeroki i różnoraki system wierzeń, że trudno go podsumować w jednym felietonie.

Cytat:
Chodziło mi raczej o pewną atmosferę dyskusji. Można przedstawić swoje racje w różny sposób - pewnie inaczej wyglądałaby taka rozmowa w gronie katolików, gdzie wszyscy nadają na tych samych falach, a inaczej z udziałem np. buddysty. Chodzi mi o zachowanie tej nici umożliwiającej reakcję zwrotną.


Rozumiem, ale ja po ponownym przeczytaniu swego tekstu nie mogę się zgodzić z Twoją opinią. Pewnie nasza wrażliwość jest inna, ale ja naprwdę nie widzę tam nic, co mogłoby zranić czyjeś uczucia. Nie miałem takich intencji, uważam, że nie przekroczyłem granicy dobrego smaku, a jakby ktoś uczuł się obrażony, to w następnym tekście przeprosiłem za to. Nie sądzę, żebym musiał cokolwiek do tego dodawać.

Ja nie chcę pisać landrynkowych tekstów i zastanawiać się w każdym zdaniu, czy przypadkiem ktoś się nie obrazi za moje sformułowania. Nie jestem pisarzem, ale kierowcą. Piszę to, co mi leży na sercu i piszę tak, jak potrafię. Jak zacznę to oblewać lukrem i karmelem to zacznie to być niestrawne. Przynajmniej dla mnie. Dlatego czasem będzie tam trochę sarkazmu, czasem będę z lekka szyderczy, czasem wyśmieję coś, czy nawet kogoś. Wiem, że nie każdemu się to podoba, ale tak już będzie, bo taki właśnie jestem. Nie chcę tu pokazywać jakiegoś fałszywego wizerunku mojej osoby, bo nie o to chodzi. I jak jakaś prawda kogoś urazi, to doprawdy jest mi przykro, ale nie będę tej prawdy naginał, by stała się bardziej strawna.

Cytat:
Ale nie można powiedzieć, że Jan Paweł II był poprawny politycznie i nie mówił prawdy. Wręcz przeciwnie. Ale potrafił to robić tak genialnie, że każdy czuł się w jego obecności wartościowy i doceniony., czy to był buddysta, czy mahometanin... Oczywiście mówię tu o tych, którzy byli otwarci na spotkanie.


Niewątpliwie, ale ja nawet nie marzę o osiągnięciu takiego poziomu wypowiedzi, jaki był codziennym chlebem Jana Pawła II. On był jednym z najwybitniejszych myślicieli i teologów ostatnich lat, a może i wieków. Człowiekiem o niezwykłej wiedzy, wykształconym, pracowitym, nie mówiąc o tym, że był mistykiem, prorokiem i Głową Kościoła. Ja jestem kierowcą, który z trudem zdał maturę. Dlatego moje teksty zawsze będą kulawe. Pewnie jako dowód na to, że dobry Pan Bóg może każdego osła wykorzystać. Nawet takiego jak ja. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex




Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 19:52, 19 Sie 2007    Temat postu:

Cytat:
Rozumiem, ale ja po ponownym przeczytaniu swego tekstu nie mogę się zgodzić z Twoją opinią. Pewnie nasza wrażliwość jest inna...

Później zastanowiłam się, czy nie wykazałam się tu pewną nadwrażliwością - ale było już za późno - poszło Smile. Pewnie jest to kwestia osobistej wrażliwości - ani lepszej, ani gorszej - po prostu innej, ukształtowanej osobistymi doświadczeniami. Ale czyż nie w różnicach i różnorodności tkwi bogactwo Very Happy
Cytat:
Nie miałem takich intencji, uważam, że nie przekroczyłem granicy dobrego smaku, a jakby ktoś uczuł się obrażony, to w następnym tekście przeprosiłem za to. Nie sądzę, żebym musiał cokolwiek do tego dodawać.

W żadnym momencie nie sugerowałam Twoich złych intencji, wręcz przeciwnie - Twoją dociekliwość i chęć dzielenia się wiedzą z innymi są godne podziwu i mam nadzieję jeszcze z nich skorzystać Very Happy. Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Nie 20:35, 19 Sie 2007    Temat postu:

Alex, nie możesz wprowadzać takiego Wersalu na forum, bo nie będę miał o czym pisać! Twisted Evil Mnie najlepiej się stuka w klawisze, jak mnie coś poirytuje, jak mi coś "leży na wątrobie". Potrzebuję kontrowersji do pisania, jak małże potrzebują ziarenka piasku do tworzenia pięknych pereł. Very Happy Nie, żebym uważał te swoje tekściki za jakieś perełki, ale chodzi o to, że bez podrażnienia mojego błogiego stanu duszy nie chce mi się w ogóle zabierać za pisanie.

Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu Bożych Błogosławieństw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_Samuel_




Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Lesznowola

PostWysłany: Śro 12:51, 22 Sie 2007    Temat postu:

Chciałbym oświadczyć, że pogłoski, jakobym nie istniał, są mocno przesadzone Wink
Pogłoski, jakobym twierdził, że nie istnieję - również.

Jak już wcześniej pisałem, ze zrozumieniem buddyzmu są spore problemy ze względu na różnice w terminologii i tłumaczeniach. Pierwsi tłumacze sanskrytu, pali i tybetańskiego na angielski robili to głównie na potrzeby lepszego rozpowszechniania "wyższej" zachodniej kultury wśród "zacofanych" Azjatów, nie przywiązywali więc wagi do subtelnych różnic w znaczeniu. No i wyszło, że Tybetańczycy czczą diabły i demony, a buddyści wszystko uznają za sen i chcą się uwolnić od cierpienia poprzez nic nie robienie. Potem na ten sam teren rzuciły się różne grupy nawiedzonych teozofów i okultystów, którzy każdego zdziecinniałego starca-żebraka brali za wielkiego mędrca. Słowem, z jednej skrajności w drugą. Łatwo się domyśleć, że prawidłowemu zrozumieniu hinduskiej i buddyjskiej filozofii wśród Europejczyków to nie pomogło.

Dwa teksty, do których linki zamieścił Hiob, to takie popłuczyny po tamtym okresie. Z jednej strony mamy tekst w stylu New Age, przy ktorym odnioslem wrazenie, ze autor pobieżnie poznał parę terminów, coś tam gdzieś tam usłyszał, w jakiejś New Age'owskiej książce znalazł kawałek sutry, który zacytował, a resztę już sam sobie wykombinował i mu wyszło, że logika jest niepotrzebna. Osobiście uważam, że chłopak w szkole był po prostu mocny z polskiego i słaby z matematyki, i teraz uprawia radosne wishful thinking. Bo w buddyzmie logika jest i to jest bardzo ważna. Buddyzm to skomplikowany system, Budda wyjaśniał go powoli, w wielu, bardzo wielu wykładach, za każdym razem powoli rozkładając na części pierwsze pojęcia, którymi się posługiwał i kilkakrotnie powtarzając to samo, tylko w innym kontekście, żeby być pewnym, że każdy słuchacz z choć odrobiną mózgu go zrozumie. Bardzo często Budda korzystał z konstrukcji, które równolegle, albo dopiero setki lat później, zostały opisane i ustandaryzowane w zachodniej logice, takich jak dowód z niemożliwości istnienia przeciwieństwa, czy indukcja. Odejście od logiki, owszem, jest postulowane w buddyzmie zen, i myślę że to na tej podstawie New Age produkuje swoje teorie o buddyzmie, ale odejście od logiki w zen jest na zupełnie innej płaszczyźnie i w żaden sposób nie gryzie się z zachodnią, czy wczesnobuddyjską filozofią. O tym też później Smile
Autor drugiego tekstu, tego z Opoki, robi w zasadzie to samo, tylko ze swojej perspektywy - na podstawie paru frazesów uznaje buddyzm za to samo co nihilizm i od razu wypala jak z armaty, że z buddystą nie da się dyskutować. To mniej-więcej tak, jakbym ja zwrócił uwagę, że chrześcijanie wierzą w trzech bogów, którzy są tym samym bogiem, co jest kompletnie nielogiczne, a więc nie da się z chrześcijaninem w ogóle dyskutować, bo chrześcijaństwo jest wrogiem logiki. I tyle jeśli chodzi o dialog. Obraźmy się na siebie jak dzieci, zabierzmy swoje zabawki do osobnych piaskownic i od tej pory uważajmy jeden drugiego za głupków Smile

Zanim to jednak nastąpi, postaram się napisać coś więcej o tej sutrze, co to podobno taka nielogiczna. Mam nadzieję że na jutro uda mi się znaleźć jej pełny tekst (dziś jestem zawalony pracą).
I o braku logiki w zen też może coś skrobnę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noHumanek




Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Śro 20:16, 22 Sie 2007    Temat postu:

Do niedawna uważałem buddyzm za jedną z lepszych żeczy do jakiej może dojść człowiek w wierze nieznając Objawienia i Pana Jezusa choćniewiele o buddyzmie wiedziałem Wink tekst Hioba zmusza mnie do rewizji poglądów (aleee mi się niechce) więc oczekuje Samuelu Twojego tekstu bo to co piszeszx brzmi rozsądnie

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_Samuel_




Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Lesznowola

PostWysłany: Pią 16:12, 24 Sie 2007    Temat postu:

Sutra, którą w zniekształconej formie zacytowano na tym New Age'owskim portalu, nosi skręcającą język nazwę Aggi-Vacchagotta Sutta ("Do Vacchagotty o Ogniu") i spisano ją w języku pali w pierwszym wieku p.n.e., podobnie jak inne sutry należące do Kanonu Pali. Wcześniej nauki Buddy przekazywane były ustnie, w postaci wykładów i recytacji.
W skrócie: Do Buddy przychodzi wędrowiec o imieniu Vacchagotta, który mówi że poznał już trochę jego nauki, ale chciałby, żeby Budda odpowiedział mu na parę pytań - czy wszechświat miał początek, czy dusza i ciało to jedno i to samo, czy po śmierci Tathagata (ktoś kto osiągnął stan Buddy) istnieje. Łącznie pytań jest dziesięć i na każde Budda odpowiada: "Nie, Vaccha, nie jest to moim poglądem, że [...] ". Jakby tego było mało, o istnienie Tathagaty po śmierci Vaccha pyta na cztery sposoby: "czy istnieje", "czy nie istnieje", "czy równocześnie istnieje i nie istnieje", "czy ani nie można o nim powiedzieć, że istnieje, ani że nie istnieje" - i też za każdym razem słyszy, że Budda nie przychyla się do takiego stwierdzenia.
I wtedy Vaccha, jak każdy normalny człowiek na jego miejscu, stwierdza że on już nic z tego nie rozumie i pyta jak to możliwe i czy Budda w ogóle przychyla się do jakichś poglądów.
Budda wyjaśnia, że z jego punktu widzenia, każdy z tych poglądów jest wadliwy, bo niesie ze sobą szereg skojarzeń, szereg innych poglądów i w rezultacie człowiek, który zgadza się z jednym z nich, kończy wierząc w rzeczy, które tylko prowadzą do jeszcze większego cierpienia. Prawdy na temat tych pytań nie da się bowiem zamknąć w prostym tak lub nie. To tak jakby próbować odpowiedzieć na pytanie, w którą stronę poszedł ogień, który wygasł. Pytanie nie ma sensu - jest nieadekwatne.
A swoją drogą, jako programista bardzo często używam w pracy takiej właśnie niby-trójstopniowej logiki: prawda/fałsz/nieadekwatność. Samo prawda/fałsz bardzo często nie wystarcza. Więc, Hiobie, to nie do końca prawda, że "dla umysłu istnieje tylko tak lub nie". To tylko w idealnym świecie matematyki tak jest. W naszej rzeczywistości bardzo często natrafiamy na sprawy, co do których pewne pytania po prostu nie pasują.
Całą sutrę można przeczytać np. [link widoczny dla zalogowanych].

Jak logika może być iluzją? Rozumiem - przedmioty, wrażenia, uczucia. Ale reguły logiki? Ktoś może ma jakiś pomysł, jak to rozumieć? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Śro 5:53, 12 Wrz 2007    Temat postu:

_Samuel_ napisał:
...
Budda wyjaśnia, że z jego punktu widzenia, każdy z tych poglądów jest wadliwy, bo niesie ze sobą szereg skojarzeń, szereg innych poglądów i w rezultacie człowiek, który zgadza się z jednym z nich, kończy wierząc w rzeczy, które tylko prowadzą do jeszcze większego cierpienia. Prawdy na temat tych pytań nie da się bowiem zamknąć w prostym tak lub nie. To tak jakby próbować odpowiedzieć na pytanie, w którą stronę poszedł ogień, który wygasł. Pytanie nie ma sensu - jest nieadekwatne.


Wybacz, ale to jest demagogia. Czym innym jest pytanie, czy wszechświat ma początek, czym innym pytanie o to "w którą stronę poszedł ogień". Jedno jest jak najbardziej logiczne i nauka daje nam już bardzo satysfakcjonującą odpowiedź na nie, drugie to pytanie typu: "Od jak dawna bije pan swoją żonę?" Zupełnie bez sensu (zakładając rzecz jasna, że pytamy kogoś kto żony nie bije Very Happy) Ale jak już wspominałem, w buddyzmie logika nie jest za bardzo hołubiona i nielogiczne stwierdzenia nikomu nie przeszkadzają.


Cytat:
A swoją drogą, jako programista bardzo często używam w pracy takiej właśnie niby-trójstopniowej logiki: prawda/fałsz/nieadekwatność. Samo prawda/fałsz bardzo często nie wystarcza. Więc, Hiobie, to nie do końca prawda, że "dla umysłu istnieje tylko tak lub nie". To tylko w idealnym świecie matematyki tak jest. W naszej rzeczywistości bardzo często natrafiamy na sprawy, co do których pewne pytania po prostu nie pasują.


Oczywiście. Pytanie kogoś od jak dawna bije żonę jest właśnie przykładem pytania nieadekwatnego. Ale pytanie czy świat ma początek jest pytaniem, na które odpowiedź musi brzmieć "tak" albo "nie". Co więcej, niezależnie jak brzmi ta odpowiedź, to na pytanie, czy świat nie ma początku, odpowiedź nie może być taka sama. Nie można powiedzieć, że nieprawdą jest, że świat nie ma początku i że nieprawdą jest, że go ma. To jest bez sensu, niezależnie jak bardzo będziesz mi się starał wytłumaczyć, że jest inaczej.


Poza tym ja mam jeszcze jeden problem z buddyzmem. Dużo poważniejszy. Praktyczne zastosowanie tej, z braku lepszego słowa, powiedzmy, religii. Bo jeżeli przyjmiemy, że reinkarnacja istnieje, ale nie pamiętamy naszego poprzedniego wcielenia, to całe rozważanie staje się akademicką dyskusją. To, czy osiągniemy nirwanę, czy wrócimy na ziemię w innej postaci nie ma żadnego, ale to żadnego praktycznego znaczenia. Równie dobrze mógłbym wierzyć, że stanę się krasnoludkiem, kamyczkiem w potoku, rakietą kosmiczną, że przestanę istnieć, czy w cokolwiek innego. Praktycznie sprowadza się to do wierzenia materialistów, że po smierci po prostu jest koniec. Dla buddysty śmierć bowiem dokładnie to oznacza. Koniec. Jeżeli jego religia byłaby prawdziwa, to moment śmierci dla niego i dla kogoś kto nie wierzy w nic praktycznie jest tym samym.


A poza tym mamy jeszcze jeden poważny problem. O ile dobrze rozumiem wierzenia buddystów, to w przeciwieństwie do hinduizmu oni wierzą tylko w reinkarnację ludzi. To znaczy dusza, czy też jak to oni rozumieją, bo w duszę w naszym potocznym rozumieniu oni w większości tez nie wierzą, ale z braku lepszego słowa pozostańmy przy duszy. Otóż wracając do reinkarnacji, jak przyjmiemy, że tylko w ludziach się można odrodzić, to mamy inny problem. Problem demograficzny. Tak wygląda, podany tu za wikipedią, grafik demograficzny w historii ludzkości:



Jak widać w dwudziestym wieku nastąpiła taka eksplozja ludzkości, że żyło na świecie więcej ludzi, niż ich zmarło do tego czasu. Więc jak każdy z nas powrócił do życia z poprzedniego wcielenia, to tych poprzednich było po prostu za mało. Nie mówiąc już o tym, że podobno mieliśmy uprzednio tych wcieleń bardzo wiele. Oczywiście można zanegować to, co nam podaje nauka zwana demografią, ale religia, która nie wierzy w Boga i odrzuca naukę, to nie jest dla mnie żadna pociągająca alternatywa.

Ja to po prostu widzę tak. I piszę to bardzo serio, nie staram się być dowcipny, ani kpić z kogokolwiek. Jakiś pół-mityczny książę przed wieloma laty wymyślił system filozoficzny opisujący otaczającą go rzeczywistość i uznał za prawdziwy. Nie uważał się on za Boga, co więcej odrzucał istnie nie Boga. Nie ukrywał, że to, co wymyślił, to tylko jego własne przemyślenia. Logicznie jego system jest niespójny i błędny, nauka także wykazuje jasno, że system ten nie może być prawdziwy, ale system ten nie przejmuje się takimi drobiazgami, odrzucając naukę i logikę. Co więcej, wszelkie obietnice dotyczące przyszłego życia bazują na tym, że i tak nic my, ludzie żyjący teraz i tutaj nie będziemy pamiętać po naszej śmierci. Inaczej mówiąc jak się odrodzimy w innym człowieku, to będzie to inny człowiek, z inną pamięcią i inną jaźnią, czyli po prostu nie my. A jak osiągniemy nirwanę, co i tak nie ma znaczenia, skoro to nie my ją osiągniemy, to i tak nirwana, według tego księcia sprzed tysięcy lat, to stan, w którym nie czujemy żadnego ja, w praktyce przestając istnieć. Ale skoro przestaliśmy istnieć już wcześniej, to i tak nie jest to takie ważne.

Jakbym nie patrzył na buddyzm, to nie ma on żadnego sensu. Żadnego praktycznego zastosowania. Nie daje żadnej nadziei. Śmierć dla buddysty to musi być tragedia. Jasne, że wyobraża sobie on, co się stanie z jego duszą, czy co tam on ma, ale i tak on sam tego nie odczuje. Nie bardzo więc rozumiem, dlaczego ktokolwiek, kto w ogóle potrafi myśleć, zawraca sobie głowę takimi bredniami. I naprawdę nie chcę tu nikogo obrażać. Wyśmiewać czyichś wierzeń. Nie pokpiwam sobie, ale serio uważam, że są to brednie. I bardzo byłbym wdzięczny, gdyby mi ktoś wytłumaczył, że jest inaczej. Ale nie abstrakcyjnie, lecz praktycznie. Jaką nadzieję dają te wierzenia. Jaki sens ma życie. Po co mamy taką wiarę przyjąć i jakie są choćby poszlaki, nie mówiąc już o dowodach, że ten system wymyślony przez tamtego człowieka, może być prawdziwym opisem rzeczywistości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_Samuel_




Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Lesznowola

PostWysłany: Wto 13:08, 09 Paź 2007    Temat postu:

Calkiem fajna ta dyskusja, szkoda tylko, ze ciagnie sie miesiacami Smile
Przepraszam za dluga nieobecnosc. Znowu praca i inne obowiazki. W zasadzie nawet teraz zamiast pisac te slowa powinienem cos programowac... ale akurat nie mam za bardzo co.

Co do tego nieszczesnego poczatku wszechswiata, ktory powraca jak bumerang w kazdym naszym watku: Po poczytaniu sobie o kulturze starozytnych Indii wcale sie nie dziwie, ze Budda unikal odpowiedzi na to pytanie, a kilka razy wrecz stwierdzal, ze takie rozwazania do niczego nie prowadza. W jego czasach po Indiach krecily sie cale tabuny roznych medrcow i prorokow, z ktorych kazdy mial wlasna koncepcje na ten temat. W konsekwencji odpowiedz na pytanie o poczatek wszechswiata bylo czyms w rodzaju deklaracji politycznej - troche tak jak z tym pytaniem do Jezusa o placenie podatkow. "Tak" bylo zla odpowiedzia, ale "nie" jeszcze gorsza. Budda w kwestii poczatku wszechswiata musial uciec sie do wybiegu, podobnie jak Jezus w kwestii podatkow Wink Albo inne porownanie - zapytaj kogos dzis w Warszawie, czy jest liberalem, a w wiekszosci wypadkow zapytany od razu zacznie krecic. Bo odpowiedziec "tak" oznacza od razu zaszufladkowanie razem z postkomunistami i oszustami, ktorzy doszli do kasy i wysokiej pozycji spolecznej na ciezkiej pracy innych. A odpowiedziec "nie" oznacza zaszufladkowanie z zasciankiem i politycznymi oszolomami.

Co do reinkarnacji - problem z nia taki, ze zgodnie z buddyzmem za bardzo nie ma co reinkarnowac Smile Nie ma duszy, ani niczego w tym rodzaju. Nie ma wiec tez problemu z szescioma miliardami ludzi tam, gdzie sto lat temu byly dwa. Wyjasnienie, o co buddystom chodzi gdy mowia o reinkarnacji, odwoluje sie do przypisywanej Buddzie wyliczance, jakie sa etapy w cyklu ludzkiego zycia. Wedlug tego tekstu do narodzin czlowieka przyczynia sie nagromadzenie karmy, czyli rezultatow dzialan innych ludzi. Czesto przywolywanym porownaniem jest tutaj odpalanie jednej pochodni od drugiej, lub w bardziej nowoczesnej postaci - wprawianie w ruch kuli bilardowej przez uderzenie ja inna kula. Niekoniecznie wiec musi tu zachodzic stosunek jeden do jednego. Jednak czasy w jakich Buddzie przyszlo zyc naznaczyly jego nauke, a i on sam pewnie wolal odwolywac sie do znanych jego uczniom schematow, niz zaczynac od kompletnego zera. I stad powiazanie konkretnego umierajacego czlowieka z innym, konkretnym czlowiekiem, ktory wlasnie sie rodzi. Jezus tez opowiadal o owcach i pasterzach, mimo iz to nie do konca szczesliwe porownanie (ze niby trzeba ludzi prowadzic jak barany O.o').
Mozna parzec na to jak na jakas troche zmutowana wersje hinduskiej reinkarnacji, mozna zaglebiac sie w metafory i mistycyzm, ale ja te koncepcje interpretuje bardzo praktycznie: Kto jest potrzebny, by powstal nowy czlowiek? Ojciec, matka oraz wszyscy ludzie, ktorzy tworza jego srodowisko i przez to przyczyniaja sie do wychowania go. "Karma" to po prostu geny rodzicow, oraz rezultaty dzialan podejmowanych przez te wszystkie osoby. To dzieki nim ten nowy czlowiek jest taki, jaki jest. I koniec. Tyle jesli chodzi o reinkarnacje.
Nawiasem mowiac, nigdzie nie spotkalem sie ze stwierdzeniem, ze reinkarnacja w buddyzmie odnosi sie tylko do ludzi. Wrecz przeciwnie. Dla mnie jedna z najwazniejszych rzeczy w tej religii to brak wyraznego podzialu ludzie - zwierzeta. Zwierze to taka sama istota jak ja, o mniej skomplikowanym umysle - zgoda - ale tez nie jest tak, ze wszystkie zwierzeta sa glupie i mozna nimi pomiatac, a wszyscy ludzie sa madrzy i nalezy ich szanowac. Nie ma miedzy nami jakosciowej roznicy, jest tylko ilosciowa.

Jesli chodzi o to co buddyzm daje, moge napisac tylko o sobie. Zreszta, troche juz na ten temat pisalem w "sensie zycia". Buddyzm daje mi mozliwosc spojrzenia na swiat z szerszej, nie-egoistycznej perspektywy. Skoro tak naprawde nie ma zadnego "ja" to znaczy, ze wszyscy mamy ten sam status. Gdy zastanawiam sie, jaka podjac decyzje, nie biore juz pod uwage tylko samego siebie, ale jaki efekt przyniesie moje dzialanie w ogolnym rozrachunku. A w trudnej sytuacji, gdy jakas dyskusja zamienia sie powoli w awanture, mysl, ze nie ja jestem tu najwazniejszy, pozwala mi sie uspokoic i zastanowic sie, jak inni mnie widza. Ulatwia mi to wczucie sie w ich polozenie, pozwala na lepsze zrozumienie ich punktu widzenia.
Buddyzm to z jednej strony akceptacja siebie takim jakim sie jest, a z drugiej strony ciagla, delikatna motywacja do pracy nad soba. Taka marchewka bez kija. Jest jak trening sztuk walk, gdzie nie chodzisz z obowiazku, ani aby okazac sie lepszym od innych, ale poniewaz ciekawi Cie, co jeszcze mozesz osiagnac.
Jest tez medytacja, ktora pozwala lepiej poznac siebie, wyciszyc sie, odsunac na chwile od codziennych problemow i spojrzec na nie z perspektywy, z ktorej wcale juz nie sa takie wazne. Pozniej przydaje sie to w wielu sytuacjach, pozwala na wieksze opanowanie i ulatwia odroznianie, co jest wazne a co nie w danej sytuacji.
No i jest cala masa tekstow filozoficznych roznych szkol buddyjskich, ktore daja wyrazne wskazowki moralne i staraja sie tlumaczyc konsekwencje postepowania zgodnie z tymi wskazowkami, i konsekwencje postepowania niezgodnego. System nie jest moze zbyt prosty, ale calkiem spojny, nie potrzebuje istot nadnaturalnych i unika "problemu zla".
Ponadto, przyjecie buddyjskiej filozofii sprawia, ze smierc przestaje byc tragedia Smile Dla mnie smierc nie jest czyms, czego mozna by sie bac, w gruncie rzeczy przestala byc taka wazna. Uwazam, ze jest to po prostu kolejny etap w zyciu. Bardziej koncentruje sie na chwili obecnej, staram sie byc jak najlepszym czlowiekiem i nie oczekuje nagrody w przyszlym zyciu. Nie oczekuje tez nirwany. Nie sadze, bym kiedykolwiek mial dosc czasu na medytacje, by ja osiagnac Smile Nirwana w buddyzmie naprawde nie jest az taka wazna, jak sie wydaje. A juz na pewno nie jest wazne, czy nirwane osiagne ja - teraz - czy moze ktos inny. Wazne, zeby w ostatecznym rozrachunku okazalo sie, ze moje zycie wyszlo na plus. Ze w wyniku mojego zycia swiat jest troche lepszy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Nie 23:35, 14 Paź 2007    Temat postu:

_Samuel_ napisał:
Calkiem fajna ta dyskusja, szkoda tylko, ze ciagnie sie miesiacami Smile
Przepraszam za dluga nieobecnosc. Znowu praca i inne obowiazki...


Cóż, to problem większości z nas. Moja ciężarówka ma akurat właśnie dwa lata i na liczniku 300 tysięcy mil. To jest 480 tys. km, czyli każdego miesiąca średnio przejeżdżam 20 tys. kilometrów. Równik dookoła co dwa miesiące. A gdy się weźmie pod uwagę, że przecież nie jeździłem każdego miesiąca, byłem w Polsce dwukrotnie w tym czasie, zakładając firmę przez miesiąc nie jeździłem wcale, to w tych okresach kiedy faktycznie jeżdżę, nawijam po sześć i siedem tysięcy km tygodniowo. Do tego załadunki, rozładunki, szukanie nowych ładunków, więc naprawdę czasem przez parę tygodni nie mam czasu na uaktualnienie forum. Dlatego też nie zależy mi na jego szybkim wzroście. Nie chciałbym bowiem, żeby to było bezosobowe forum-gigant, jak te na portalu „wiara” czy „katolik”, ale żeby było moim osobistym miejscem wymiany poglądów z przyjaciółmi. Tymczasem już chyba stało się ono zbyt wielkie i niektóre posty czekają na odpowiedź tygodniami.

Cytat:
Co do tego nieszczesnego poczatku wszechswiata, ktory powraca jak bumerang w kazdym naszym watku: Po poczytaniu sobie o kulturze starozytnych Indii wcale sie nie dziwie, ze Budda unikal odpowiedzi na to pytanie, a kilka razy wrecz stwierdzal, ze takie rozwazania do niczego nie prowadza. W jego czasach po Indiach krecily sie cale tabuny roznych medrcow i prorokow, z ktorych kazdy mial wlasna koncepcje na ten temat. W konsekwencji odpowiedz na pytanie o poczatek wszechswiata bylo czyms w rodzaju deklaracji politycznej



Cóż, nie zupełnie tak. Budda będąc tylko mędrcem, na dodatek wychowanym w kulturze hinduistycznej nie mógł dać odpowiedzi na pytanie o początek świata, bo koncepcja odwiecznego, transcendentnego Boga jest rzeczywiście tak abstrakcyjna i obca ludzkiej logice, że wręcz niemożliwa do wymyślenia. Dlatego tylko jedna religia w całej historii ludzkości , religia Narodu Wybranego, głosiła takiego Boga. I to nie dlatego, że Go sobie tak sprytnie wykoncypowali, ale dlatego, że to sam Bóg tak im się objawił. Oczywiście chrześcijaństwo i Islam także głoszą takiego Boga, ale to dlatego, że są to religie wywodzące się z Judaizmu, albo będące jego wypełnieniem, kontynuacją.


Cytat:
- troche tak jak z tym pytaniem do Jezusa o placenie podatkow. "Tak" bylo zla odpowiedzia, ale "nie" jeszcze gorsza. Budda w kwestii poczatku wszechswiata musial uciec sie do wybiegu, podobnie jak Jezus w kwestii podatkow Wink


Tutaj się myslisz, nie rozumiejąc tego, co Jezus powiedział. Był On bardzo daleki od uniknięcia odpowiedzi. Jego odpowiedź wręcz była genialna i uczyła nas bardzo ważnej rzeczy. Napisałem kiedyś nawet na ten temat felieton, więc może tylko wkleję tu do niego linka:

[link widoczny dla zalogowanych]

albo [link widoczny dla zalogowanych], czy też [link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Co do reinkarnacji - problem z nia taki, ze zgodnie z buddyzmem za bardzo nie ma co reinkarnowac Smile ...


Ja już chyba wyjaśniłem na czym polega mój problem z tą koncepcją. Mianowicie dla mnie każda dyskusja na temat tego, co się stanie po śmierci, czy też co było przed narodzeniem, nie ma sensu, jeżeli nie mamy pamięci tamtych okresów życia. To, czy ja żyłem w jakiejś formie poprzednio, czy będę żył po przekroczeniu progu śmierci w tym wcieleniu ma dla mnie znaczenie tylko wtedy, jak granicę tę przekracza świadomość mojego istnienia. Nie tylko zresztą to, ale także pamięć poprzedniego życia. Dlatego też nie bardzo mi się chce dyskutować w tak abstrakcyjny sposób, w jaki robią to buddyści, wyznawcy hinduizmu, czy New Age. to akademickie dyskusje nie mające dla mnie żadnego znaczenia.

Zupełnie co innego chrześcijaństwo. To uczy, że przechodząc do życia wiecznego mamy całkowitą świadomość swej osoby, swych bliskich, pamiętamy całe swe życie, nie stajemy się kimś innym, pozostajemy sobą. Dlatego mogę czekać z utęsknieniem na tak zwaną śmierć, bo ona niczego nie kończy, ale zaczyna kolejny, cudowny etap mojego życia.


Cytat:
Jezus tez opowiadal o owcach i pasterzach, mimo iz to nie do konca szczesliwe porownanie (ze niby trzeba ludzi prowadzic jak barany O.o')


Jeszcze raz bym Cię prosił, żebyś nie trywializował nauki Jezusa. Znaczenie tego porównania wcale nie jest takie, jak mówisz. Takie uproszczenia graniczą z prostactwem i nie są tu naprawdę ani potrzebne, ani mile widziane. A jak chcesz rzeczywiście podyskutować konkretnie o tym, zawsze możemy zacząć nowy wątek o Dobrym Pasterzu.


Cytat:
Ponadto, przyjecie buddyjskiej filozofii sprawia, ze smierc przestaje byc tragedia Smile Dla mnie smierc nie jest czyms, czego mozna by sie bac, w gruncie rzeczy przestala byc taka wazna. Uwazam, ze jest to po prostu kolejny etap w zyciu...


Cóż, jak już wspominałem, z praktycznego punktu widzenia moment śmierci według Twoich wyobrażeń będzie dokładnie tym samym, czym będzie dla kogoś, kto wyznaje materialistyczny punkt widzenia świata. Po prostu będzie końcem Twego istnienia. Jasne, że bać się nie ma czego, mając takie poglądy. Tylko trochę żal.

Bardzo wiele osób walczy jak tylko może o przedłużenie ludzkiego życia. Aż do zamrażania swego ciała w nadziei, że medycyna, nauka w przyszłości będzie w stanie powrócić ich do życia. Bo im bliżej końca tym bardziej śmierć dla osób niewierzących staje się tragedią. Oczywiście buddyści nie są "niewierzącymi", ale jak już wspominałem, ja nie widzę tu żadnej praktycznej różnicy. Tymczasem ja wręcz nie mogę się doczekać tego momentu, bo on, jestem głęboko o tym przekonany, niczego nie kończy, ale dopiero zaczyna prawdziwe i cudowne życie. I to jest ta zasadnicza, najistotniejsza różnica, która powoduje, że buddyzm zupełnie do mnie nie przemawia. Tym bardziej, gdy sobie uświadomię, że jego twórcą jest zwykły człowiek. Być może mądry, nie neguję tego, ale nie będę budował swojego światopoglądu na systemie filozoficznym jakiegoś mędrca, gdy mam możliwość poznania prawdziwej rzeczywistości dzięki objawieniu Bożemu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hiob
Administrator



Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północna Karolina, USA

PostWysłany: Czw 4:45, 01 Lis 2007    Temat postu:

Z powodu niemożności likwidacji irytujących reklam, które tu wyskakują od czasu do czasu i na które nie miałem żadnego wpływu, forum zostało przeniesione. Nowy adres to:

[link widoczny dla zalogowanych]

Zapraszam do odwiedzin, rejestracji na nowym forum i do aktywnego udziału w naszych dyskusjach. Dziękuję i pozdrawiam. Hiob.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy." JP II. Strona Główna -> APOLOGETYKA, KOŚCIÓŁ, BIBLIA, SEKTY, WIARA. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin