|
|
Autor |
Wiadomość |
wiewiora
Dołączył: 01 Paź 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 18:10, 01 Paź 2007 Temat postu: Juz nie wiem jak dalej żyć |
|
|
Witajcie!
Jeszcze niedawno byłam osobą wierzącą, angażowałam się w Kościele. Wszystko się zmieniło po sierpniowej pielgrzymce na Jasną Górę. Czuję, że znalazłam się w błędnym kole. Właśnie na tej pielgrzymce wróciłam do uzależnienia..Kiedy po pielgrzymce próbowałam się wyspowiadać- na pielgrzymce nie byłam u spowiedzi bo stchórzyłam- kapłan potraktował mnie jak śmiecia, krzyczał, że pewnie pół kościoła słyszało, pod koniec powiedział, że nie wierzy w ani jedno moje słowo i wygonił mnie..Wtedy bardzo potrzebowałam rozmowy z kimś, dobrego słowa a spotkałam się z osądzeniem i odrzuceniem. Kiedyś kilka razy zdarzyło sie że Ks mnie odsyłali bez rozgrzeszenia i też ranili słowami ale zawsze sobie tłumaczyłam, że to moja wina, że mnie nie rozumieją albo że są słabi. Teraz powiedziałam dość- nie chcę być dłużej ofiarą. Jest mi trudno bo nie umiem już żyć, mam myśli by to skończyć..Są problemy z których nie widzę wyjścia. Już nie wiem komu ufać, moja wiara wisi na cieniutkim włosku. Bardziej zbliżam się do ateizmu..Moje życie stało się pustą egzystencją.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
hiob
Administrator
Dołączył: 30 Cze 2005
Posty: 471
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Północna Karolina, USA
|
Wysłany: Pon 23:32, 01 Paź 2007 Temat postu: Re: Juz nie wiem jak dalej żyć |
|
|
Przede wszystkim witaj na forum, Wiewióra. Cieszę się, że przedstawiłaś nam swój problem, bo jest to problem rzeczywisty i niestety o wiele za często się pojawiający. Więcej ludzi opuściło Kościół i straciło wiarę przez osoby związane z Kościołem: Kapłanów, innych wiernych itp, niż przez ludzi będących zadeklarowanymi wrogami Kościoła. Gdy bowiem nap „NIE” przedstawia Kościół w fałszywym świetle, można przypuszczać, że jest to obraz zakłamany, a twórcy tej gazety mają swój cel w podawaniu półprawd i kłamstw, wykrzywiając obraz chrześcijaństwa. Gdy jednak kapłan głosząc głośno, że jest chrześcijaninem równocześnie postępuje tak, jakby nie miał pojęcia na czym chrześcijaństwo polega, to skutki jego postępowania są znacznie gorsze i dużo groźniejsze.
Kapłan oczywiście może nie odpuścić grzechu, gdy ma ku temu ważne powody. Albo nawet powiem inaczej: czasem nie wolno mu odpuścić grzechów. Powiedzmy w takiej sytuacji, gdy osoba spowiadająca się nie może obiecać, że postanawia więcej tego grzechu nie popełnić. Gdy na przykład ktoś się spowiada, że mieszka przed ślubem ze swą narzeczoną i żyją jak małżeństwo, to kapłan może wymagać, jako warunek odpuszczenia grzechu, by się ta osoba wyprowadziła z mieszkania swej dziew czyny. Gdy odmówi, to kapłan może domniemywać, że jej skrucha nie jest szczera, a więc cala spowiedź nie będzie wtedy ważna.
Jednak gdy ktoś szczerze żałuje i w momencie spowiedzi naprawdę ma zamiar z całej swej siły zmienić swoje dotychczasowe życie, to kapłan z radością powinien udzielić rozgrzeszenia. I nie ma tu znaczenia, że do tej pory postanawialiśmy to już dziesiątki razy i nigdy nam się nie udawało. Ja, patrząc z perspektywy kilkudziesięciu lat widzę, że miałem problemy z pewnymi grzechami, z których spowiadałem się każdego miesiąca przez lata i nie miałem nawet nadziei, że mi się kiedyś uda ich nie popełniać więcej, ale teraz widzę, że już od wielu lat nie mam z nimi wcale problemu. Bóg naprawdę potrafi nas zmienić, choć czasem ta odmiana jest powolna, trudna i bolesna.
Wracając jednak do twojej sytuacji, chciałbym Ci zaproponować odnalezienie jakiegoś mądrego kapłana, choćby związanego, powiedzmy, z duszpasterstwem studenckim. Nie wiem, czy w Twoim mieście takie jest, nie wiem, jak daleko masz do takich ośrodków studenckich jak Kraków, Gdańsk, czy Warszawa, ale czasem warto poszukać czegoś takiego, może zadzwonić wcześniej, czy wysłać maila i umówić się na dłuższą rozmowę z mądrym księdzem. W Krakowie Dominikanie mają doskonałe stosunki z młodzieżą, także przy kościele Świętej Anny jest duszpasterstwo akademickie, w innych miastach także takie bywają.
Księża nie są kimś innym, niż my sami. To nasi bracia, nasi synowie. Mają takie same wady charakteru jak każdy z nas, mieli problemy z uczeniem w szkole, mają czasem problem z wiarą. Nie każdy był asem na wykładach teologii, nie każdego wiara jest silna. Nie oceniajmy więc naszej wiary po tym, jak postępują księża. To tak, jakbyśmy oceniali Jezusa po tym, co zrobił Judasz. Albo przynajmniej po tym, jak postępowali jego apostołowie, wykłócając się o to, kto zajmie najwyższe miejsce w Królestwie Niebieskim, zapierając się znajomości Jezusa, negując wiadomość, że zmartwychwstał, czy uciekając, gdy został pojmany. Ludzie są tylko ludźmi i nawet, jak od niektórych możemy wymagać więcej, to niech nas nie dziwi, że zawodzą oni często. Nie są oni inni, niż każdy z nas.
Popatrz na Jana Pawła II. Twoje pokolenie nazywane jest czasem „pokoleniem JPII”. To tacy ludzie jak on, i jak Matka Teresa z Kalkuty przedstawiają nam prawdziwy obraz chrześcijaństwa, nie tacy, jak kapłani, których miałaś wątpliwe szczęście spotkać na swojej drodze. Ale popatrz też szczerze na siebie, na swoje postępowanie. Co takiego stało się w czasie spowiedzi, że sprowokowało tak gwałtowną reakcję księdza? Może i Ty byłaś tu nie bez winy? Ludzie nie reagują w taki sposób, jak nie mają powodu. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, ale doświadczenie życiowe uczy, że w takich sytuacjach winne są zazwyczaj obie strony. Pewno, że święty ksiądz by się przemógł i nie postępowałby tak, jak opisałaś. Ale, jak już wspominałem, nie każdy jest święty. To też tylko ludzie.
Mam więc nadzieję, że przemyślisz na zimno tę sytuacje jeszcze raz i przez reakcję innych nie opuścisz Kościoła. Konsekwencje takiego kroku mogą być tragiczne. Stawka naprawdę jest tu wysoka. A jakbyś miała jakieś konkretne pytania, zachęcam do tego. W miarę możliwości postaram się Ci pomóc. I zapewniam o modlitwie za Ciebie. Także tych kapłanów, jakich spotkałaś w swym życiu obejmę swoją modlitwą. Oni być może potrzebują jej nawet bardziej, niż Ty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
maciej
Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 11:06, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
A z punktu widzenia ateisty...
Piszesz:
Cytat: | Bardziej zbliżam się do ateizmu..Moje życie stało się pustą egzystencją. |
Jestem ciekaw, czy widzisz pomiędzy tymi dwoma faktami jakiś związek. Bo ja nie. Jestem ateistą i nie uważam swojego życia za "pustą egzystencję". Uważam, że jest cudowne i pełne różnych smaków. Zresztą, nie tak łatwo zostać ateistą. Zacytuję tu Tadeusza Kotarbińskiego:
Ateizm jest postawą intelektualną, przeświadczeniem z rubryki sądów egzystencjalnych. Ateista jako taki, sądzi poprostu, że nie istnieje Bóg (przy katechizmowym rozumieniu tego terminu, pełnego sprzeczności i fantastyki).
Jeszcze jedna ciekawa sprawa! Tadeusz Kotarbiński posługiwał się też innym pojęciem, zobaczmy:
"Bezbożnik" - to w moim rozumieniu arogant w odniesieniu do czcigodnych elementów religii. Jego stosunek do ideałów religijnych jest szyderczy. Nie ma żanego powodu, by ateista musiał być bezbożnikiem.
Widzisz, wielu jest "bezbożników" wśród księży, wśród osób wierzących i wielu jest ateistów, którzy "bezbożnikami" nie są. Wśród nich można wymienić wiele postaci ze świata kultury i nauki, zresztą gdzieś już o tym pisałem, nie chcę się powtarzać. Ateizm sam w sobie nie jest niczym złym. Wiem, że Hiob nie omieszka skrytykować powyższego stwierdzenia, ale cóż... Przynajmniej otwarcie się przyznaje do braku tolerancji (moim zdaniem przesadza, bo jest tolerancyjny, lecz jego tolerancja ma pewne granice).
Przyjrzyjmy się jeszcze co Tadeusz Kotarbiński napisał o spowiedzi:
Toż to instytucja zbawienna. Człowiek potrzebuje jakiejś techniki katarktycznej, jakiejś metody oczyszczania swego wnętrza z urazów, więc i z udręki wyrzutów sumienia. Ulgą jest dlań zwierzyć komus życzliwemu a dyskretnemu gnębiącą tajemnicę własnego złego czynu i naradzić się ufnie, niby z sobą samym, nad tym, jak wyrządzoną krzywdę naprawić, jeśli się da, jak uzyskać z powrotem prawo do moralnego szacunku, jaką wobec siebie samego zastosowć dyscyplinę psychiczną, by się utwierdzić w dobrej woli i w oporze przeciwko zdrożnym pokusom i podszeptom. Niepoważne traktowanie instytucji spowiedzi zdołało ją zdyskredytować, a nawet obrócić w narzędzie ąłtwego wymigiwania się od istotnej odpowiedzialności, jednak obserwuje się dobroczynne skutki konfesjonału u ludzi wierzących w zetknięciu ze spowiednikami biorącymi serio swoje zadania i dorastającymi do nich duchowo.
A teraz odnośnie postu Hioba
Cytat: | Gdy bowiem na „NIE” przedstawia Kościół w fałszywym świetle, można przypuszczać, że jest to obraz zakłamany, a twórcy tej gazety mają swój cel w podawaniu półprawd i kłamstw, wykrzywiając obraz chrześcijaństwa. |
Jestem stałym czytelnikiem tego czasopisma i musze przyznać, że raczej nie spotkałem się tam wykrzywianiem obrazu chrześcijaństwa. Może coś przeoczyłem? Może przytoczysz jakiś przykład?
P. S. Cytowane fragmenty pochodzą z tekstu T. Kotarbińskiego: "Przykład indywidualny kształtowania się postawy wolnomyślicielskiej". Tekst dostępny jest w zbiorze "Pisma etyczne" tegoś autora, wydanym przez Ossolineum. Zachęcam do wartościowej lektury. Wierzących i niewierzących.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 17:08, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Wiewióra napisał: | Wtedy bardzo potrzebowałam rozmowy z kimś, dobrego słowa a spotkałam się z osądzeniem i odrzuceniem. |
Witam. Wiem, co czujesz. Kiedyś spotkało mnie podobne doświadczenie. Wydawało mi się, że mam prawo oczekiwać zrozumienia i słów pocieszenia podczas spowiedzi, w bardzo dla mnie dramatycznym momencie życia. Nic z tego, spotkałam się jedynie z oschłością, dziwną ciekawością i dociekliwością. A działo się to w szpitalu przed poważną operacją, w sytuacji, kiedy nie wiedziałam czy będzie mi dane wrócić do domu do trójki malutkich dzieci.
Byłam tą sytuacją tak rozżalona i pełna pretensji, że opowiedziałam ją osobie, która mnie potem odwiedziła w szpitalu. I zamiast słów zrozumienia dostałam niezły ochrzan: że komu ja wierzę, gdzie szukam pocieszenia, w kim mam nadzieję. Przyznaję, że w pierwszym odruchu miałam zamiar wywalić ją za drzwi. Dopiero kiedy emocje opadły dotarł do mnie prosty przekaz: nie pokładaj w człowieku nadziei i nie szukaj u niego pocieszenia (przynajmniej nie jedynego) - bo to tylko człowiek (choćby był księdzem), słaby i ułomny, taki jak my. Tylko Bóg jest w stanie utulić Twój żal, zrozumieć Twoje troski - czyli pozostaje modlitwa... Przyznam, że do dziś jestem wdzięczna tej osobie, że mnie postawiła do pionu (choć w tak szorstki sposób), nie pozwalając "zapamiętać się" w żalu i pretensjach do całego świata.
Nie wiem, dlaczego Cię to spotkało. Wiem jednak, ze trzeba starać się wyciągać dobro z każdej sytuacji - troszkę na zasadzie "co cię nie złamie, to cię wzmocni". I choć teraz czujesz się skrzywdzona, to może kiedyś znajdziesz w tych wydarzeniach jakiś sens - bo on na pewno jest. Powinnaś koniecznie z kimś porozmawiać. Hiob wskazał Ci już bardzo dobry kierunek - duszpasterstwo akademickie. A myślę, że gdzie jak gdzie, ale w Lublinie nie brakuje mądrych kapłanów. Piszesz też o uzależnieniu - tu też trzeba poszukać pomocy. Nie zostawaj sama z problemami, idź do ludzi, szukaj pomocy. Kiedy jesteś z problemem sam na sam - wydaje się on nie do pokonania - podzielony - maleje. A podzielona radość zwielokrotnia się...
Daj sobie trochę czasu, niech opadną emocje. A kiedy uda Ci się nabrać choć malutkiego dystansu to dostrzeżesz, że ksiądz to tylko człowiek i choćby był najmądrzejszy, może zawieść Twoje oczekiwania, a co dopiero ksiądz "nienajmądrzejszy". Pocieszyciel - jedyny, niezmienny i pewny - jest tylko jeden... Trzymaj się i wszystkiego dobrego. Będę się za Ciebie modlić.
Maciej napisał: | Jestem ciekaw, czy widzisz pomiędzy tymi dwoma faktami jakiś związek. Bo ja nie. Jestem ateistą i nie uważam swojego życia za "pustą egzystencję". Uważam, że jest cudowne i pełne różnych smaków. |
Wszyscy, którzy śledzą tę część hiobowego forum, wiedzą, że nie wiedziesz pustej egzystencji. Jesteś myślącym człowiekiem, a Twoje życie "jest cudowne i pełne różnych smaków". Ale wierz mi, jeśli Wiewióra ( może lepiej choć Wiewiórka ) czuje, że traci wiarę i ma poczucie pustki, to tak właśnie jest. A ponieważ jesteś "tolerancyjnym ateistą" to przyznasz, że wiara dla każdego zainteresowanego jest wielką wartością. A więc jej utrata musi łączyć się z poczuciem pustki, z jakimś wewnętrznym dramatem. Czy pocieszałbyś matkę po stracie dziecka, że "teraz będzie ci lepiej: mniej kłopotów, brak zobowiązań, każda noc przespana...".
Nie w tym rzecz. Dziewczyna woła o pomoc, bo jest na życiowym zakręcie i widać (nie zraziła się jedną nieudaną spowiedzią i podejmowała dalsze próby) nie chce wiary stracić, nie jest Jej wszystko jedno.
Maciej napisał: | Ateizm sam w sobie nie jest niczym złym |
Dla mnie ateista nigdy "sam w sobie nie jest niczym złym", ateizm to już inna sprawa.
Maciej napisał: | Jestem stałym czytelnikiem tego czasopisma i musze przyznać, że raczej nie spotkałem się tam wykrzywianiem obrazu chrześcijaństwa. Może coś przeoczyłem? Może przytoczysz jakiś przykład?
|
A sesję zdjęciową w kościele, którą sobie zrobił pan naczelny - gdzie leżał krzyżem tyłem do ołtarza - z premedytacją bluźniąc i kpiąc z wiary i z miejsca, w którym się znajdował - jakbyś nazwał? Ale to jest temat na inny wątek, bo podejrzewam, że Wiewióry w tym momencie to nie interesuje.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
maciej
Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 17:34, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Tak, Alex. Ja tylko9 z ciekawości próbuję się dowiedzieć jak mam to rozumieć. Czy tak:
Bardziej zbliżam się do ateizmu a moje życie stało się pustą egzystencją.
Czy raczej tak:
Bardziej zbliżam się do ateizmu i moje życie stało się pustą egzystencją.
A może jeszcze inaczej:
Moje życie stało się pustą egzystencją, bo bardziej zbliżam się do ateizmu.
Są to pewne niuanse, które chciałbym wyjaśnić.
Cytat: | A ponieważ jesteś "tolerancyjnym ateistą" to przyznasz, że wiara dla każdego zainteresowanego jest wielką wartością. |
Ależ oczywiście! Dlatego uważam, że głupie wybryki księdza nie są w stanie jej zachwiać. Chyba, że jest powierzchowna, a zatem nie stanowi wcale tak wielkiej wartości. Dlatego też napisałem, że nie tak łatwo zostać ateistą. I wogóle, co zaznaczyłem na początku pisałem posta z punktu widzenia ateisty. Jeżeli Wiewióra jest doprawdy osobą wierzącą i potrzebuje wsparcia ze strony osób duchownych, to niech zrobi tak, jak doradza Jej Hiob.
A co do bluźnierstw i kpin z wiary, które opisałaś... To nie to samo, co przedstawianie Kościoła w fałszywym świetle, o którym wspominał Hiob. Przyznam, że nie widziałem tej sesji, lecz takie coś mi się nie podoba. Redaktor zachował się tu jak "bezbożnik", o którym wspominał Kotarbiński. Ale faktycznie, to nie miejsce na dyskusję na ten temat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 18:01, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Maciej napisał: | Są to pewne niuanse, które chciałbym wyjaśnić. |
Nie umiem Ci odpowiedzieć na takie pytanie. Wiewióra napisała :"Bardziej zbliżam się do ateizmu..Moje życie stało się pustą egzystencją. " Bez "a", "i" lub "bo" za to z "..." I to oddaje Jej stan ducha. Spotykasz tu konkretnego, realnego człowieka na rozdrożu i na nic tu niuanse. Kiedy cierpisz, to ciężko wyartykułować myśli, a co dopiero skupiać się na niuansach znaczeniowych. Dla Ciebie to może ma znaczenie, dla Wiewióry, podejrzewam, żadnego. Za to na pewno ma dla Niej znaczenie Twoje dobre słowo - bez dociekania - po co i dlaczego.
Maciej napisał: | Dlatego uważam, że głupie wybryki księdza nie są w stanie jej zachwiać. Chyba, że jest powierzchowna, a zatem nie stanowi wcale tak wielkiej wartości |
Nic nie jest dane raz na zawsze, o wiarę też trzeba dbać. Czasami nie przykładamy się do tego, odpuszczamy - i wpływamy na mieliznę. Ale to nie znaczy, że wiara powierzchowna nie stanowi wartości. Może tak jest w danym momencie życia ale nie wiemy, co będzie jutro....
Przepraszam, Wiewióra, że my w Twoim temacie tak trochę obok Twoich problemów - a może jednak nie tak wcale daleko....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
maciej
Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 18:19, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Alex, nie oczekuję od Ciebie odpowiedzi! Pytałem się Wiewióry właśnie. Ja to zinterpretowałem w taki sposób, że wraz z końcem wiary w Boga życie traci sens. Chodziło mi tu o wyjaśnienie i pocieszenie. Bo to nie prawda, że ateista wiedzie życie puste i nic nie warte. Dziwię się trochę Twojemu porównaniu utraty wiary w Boga z utratą dziecka. Dla mnie to jest bardziej jak utrata wiary w wesołego staruszka podróżującego po świecie w zaprzęgu z reniferów. Też może być straszna, ale potem przechodzimy do porządku dziennego A zatem z mojego punktu widzenia to nic strasznego.
Wiewióra napisała:
Cytat: | Jest mi trudno bo nie umiem już żyć, mam myśli by to skończyć... |
Skończyć? Co skończyć? Z jakiego powodu?
Jeśli skończyć z tym, o czym ja myślę, a o czym nie śmie pisać mając nadzieję, że się mylę, z powodu utraty wiary, to dla mnie jako ateisty jest przerażające. Moim zdaniem już lepiej nauczyć się żyć bez religii i żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Oczywiście, nie zniechęcam jednocześnie do poszukiwania Boga w Kościele. Jestem tolerancyjnym ateistą! Podkreślam, jeżeli naprawdę chcesz wrócić do swej wiary, zrob tak jak poradził Hiob!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 18:26, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Alex, nie oczekuję od Ciebie odpowiedzi! |
A to przepraszam, źle Cię widocznie zrozumiałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Wto 19:18, 02 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Maciej napisał: | Dziwię się trochę Twojemu porównaniu utraty wiary w Boga z utratą dziecka. Dla mnie to jest bardziej jak utrata wiary w wesołego staruszka podróżującego po świecie w zaprzęgu z reniferów. Też może być straszna, ale potem przechodzimy do porządku dziennego A zatem z mojego punktu widzenia to nic strasznego.
|
Jak na ateistę, który wciąż wymienia poglądy z osobami wierzącymi na tym forum, a więc zna ich podejście do wiary - porównanie, wybacz, dość trywialne. To dla Ciebie to jest wesoły staruszek, dla mnie nie - i Ty o tym wiesz - i dlatego dziwię się, że się dziwisz. Zestawiasz swoje podejście do wiary z moją reakcją na jej utratę - to trochę nielogiczne. Poza tym chodziło mi o to, że w sytuacji kiedy ktoś traci wiarę, która jest dla niego bardzo ważna i z tego powodu cierpi - to nie pocieszysz takiej osoby stwierdzeniem, że " fajnie być ateistą" (z całym szacunkiem dla ateistów). Sam zresztą widzisz jakim to może być dramatem w życiu młodego człowieka (i niemłodego także). Możesz tego nie rozumieć ale to nie znaczy, że tego nie ma.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wiewiora
Dołączył: 01 Paź 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Czw 8:54, 04 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Witajcie.
Fajnie, że tak rozmawiacie na ten temat ale Maciej, Alex chyba bardziej wie o co mi chodzi, bo doświadczyła czegoś podobnego. I tu też nie chodzi o zachowanie pojedynczego Księdza. Stworzył się łańcuszek- 1 Ks zdradził tajemnicę innemu a ten następnym. Wiara jest dla mnie cenną wartością i teraz myślę, że takie "wybryki" Księży mogą ją w pewnym stopniu zachwiać. Myślę, że w jakiś sposób bycie w Kościele lub jakiejkolwiek wspólnocie opiera się też na wierze w człowieka, zaufaniu do niego. A kiedy spotyka Cię coś takiego to to zaufanie tracisz. Kiedyś myślałam, że w katolicyzmie wierzący- niepraktykujący to żaden wierzący. A teraz już nie wiem. Nie wiem po co mam chodzić do Koscioła skoro źle się tam czuję. Nigdy nie chodziłam do Kościoła ze względu na człowieka.. Teraz nie chodzę bo nie umiem się modlić jeśli wiem co inni o mnie myślą, że mnie potępiają. Nie chcę patrzeć na oszustwa, kiedy Ks na ambonie dla ogółu potrafi pięknie mówić, a przy spowiedzi czy rozmowie w 4 oczy zachowuje się całkiem inaczej, traktuje człowieka jak przedmiot, kolejny "przypadek". Nie cierpię takiej dwulicowości.. W duszpasterstwie akademickim byłam kilka lat- kończę studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim- doświadczyłam tam dobra ale też sporo zła. Byłam zaangażowana w ruch Odnowy w Duchu Świętym. Wszystko wydawało się być w porządku do pewnego momentu, gdy nie spojrzałam na to z boku. W którymś momencie zaczęłam sie zastanawiać, czemu skoro ja tej wspólnocie dawałam dużo od siebie, te spotkania mi coś dawały, pomagały tylko na moment- bo to jest ucieczka, tak jak narkotyk, gra na emocjach. Nie twierdzę, że wszystko tam było złe, ale błędem było namawianie do zapomnienia o problemach, do klaskania, cieszenia się, uwielbiania Boga. Jak można to robić szczerze, kiedy ktoś jest smutny i ma trudności? To zwykłe uciekanie od rzeczywistości.. Długi czas tego nie zauważałam, nie zastanawiałam się bo wchodziłam w ten klimat modlitwy, którą narzucali.. Potem zaczęłam o tym rozmawiać z kilkoma osobami ze wspólnoty i co mnie zdziwiło one myślały podobnie ale były we wspólnocie bo sądziły, że to im się coś pomieszało. Odeszłam z tej wspólnoty ale trochę za późno bo pewne skutki ciągną się za mną dalej. Wiecie, życie staje się puste, kiedy coś się traci. Ja straciłam zaufanie do ludzi, straciłam przyjaciół. A jak można wierzyć ze Bog jest Przyjacielem skoro sie przyjazni nie doswiadcza?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
maciej
Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 11:50, 04 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zestawiasz swoje podejście do wiary z moją reakcją na jej utratę - to trochę nielogiczne. |
Być może. Ale zestawianie utraty wiary z utratą dziecka też wydaje mi się nielogiczne.
Poza tym chodziło mi o to, że w sytuacji kiedy ktoś traci wiarę, która jest dla niego bardzo ważna i z tego powodu cierpi - to nie pocieszysz takiej osoby stwierdzeniem, że " fajnie być ateistą" (z całym szacunkiem dla ateistów).
Wcale tego nie robię. Staram się bronić swojego światopoglądu. A poza tym po ostatnim poście Wiewióry, uważam, że daleko jej do ateizmu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Czw 17:36, 04 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Witaj Wiewióra. Pozwól, że podzielę się kilkoma myślami, które nasunęły mi się po przeczytaniu Twojego postu. Nie będę się tu silić na mądre rady, bo to co mnie pomogło nie musi pomóc Tobie - ale podzielę się swoim doświadczeniem.
Tak, jak Ty należałam do duszpasterstwa akademickiego. Miałam jednak więcej szczęścia, bo mieliśmy świetnego "szefa". Czuliśmy się "na górce" jak u siebie. Po studiach myślałam, że w naturalny sposób znajdę sobie miejsce w jakiejś wspólnocie, których tyle działa przy parafiach. Uczestniczyłam w kilku spotkaniach jednej z nich. Niestety, czułam się tam źle, dla mnie to było sztuczne. Byliśmy dorosłymi ludźmi i robienie wszystkiego według jednego, z góry ustalonego wzoru wydawało mi się śmieszne. To było dobre w liceum, a nie na tym etapie mojego życia. Podjęłam jeszcze jedną próbę z innym ruchem, ale też nie wyszło. Za to chodzę do nich chętnie na comiesięczną liturgię i dużo mi to daje.
Może miałam pecha, że trafiłam na taką grupę, a może jest tak, że mój pewien sceptycyzm w stosunku do "grup zorganizowanych" nie pozwolił mi się odnaleźć i zidentyfikować z żadną z nich. Uważam, że wiele problemów z ruchami związanych jest z niedostatecznym lub wręcz złym "patronatem" kapłanów za nie odpowiedzialnych. To oni powinni nadawać ton i czuwać, by ruch nie stał się towarzystwem wzajemnej adoracji zachwyconych sobą uczestników. Sytuacja w Twoim Ruchu świadczy, moim zdaniem, o niedojrzałości jego moderatora. Nie może być tak, że wszyscy jesteśmy obowiązkowo szczęśliwi i nie dostrzega się problemów uczestników.
Wszelkie tego typu wspólnoty mają być pomocą dla ich uczestników, zbliżać ich do Boga, ale na szczęście nie są warunkiem koniecznym tego zbliżenia.
Myślę, że wiara dojrzała to jest wiara "po przejściach". Czasami ten proces obumierania w nas dziecka bywa bolesny. Z Twojego opisu wynika, że znalazłaś się w trudnym momencie swego życia, który wymaga zrobienia pewnego życiowego bilansu: co jest w Twoim życiu ważne, co jest jego największą wartością, co się stanie jeśli tę wartość utracisz, co możesz zmienić, a na co nie masz wpływu, na ile sama zapętliłaś się w te sytuacje ( o ile tak jest), ile w tym wciąż emocji i żalu, a ile chłodnej oceny sytuacji. Tych pytań pewnie jest więcej ale trzeba je sobie zadać, by jakoś uporządkować sytuację i stworzyć sobie jakiś punkt wyjścia do dalszego działania.
Nadal sądzę, że powinnaś z kimś porozmawiać. Muszę się przyznać, że zasięgnęłam języka (na razie zupełnie niezobowiązująco) u znajomego, bardzo mądrego księdza i jeśli, po przemyśleniu, będziesz zainteresowana, to skontaktuję Cię z księdzem-zakonnikiem mieszkającym w Lublinie. Jeśli będziesz chciała, to więcej szczegółów podam Ci na prywatną wiadomość.
Serdecznie pozdrawiam i pamiętam w modlitwie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wiewiora
Dołączył: 01 Paź 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Czw 18:15, 04 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Dzięki Wam wszystkim!
W sumie Alex może masz rację- rozmowa z kimś, kto może spojrzy na to z innej strony niż ja nie zaszkodzi i mogę spróbować.
Możesz pisać i możemy pogadać na moim gg (6564817).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Pią 10:10, 05 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Maciej napisał: | Cytat:
Zestawiasz swoje podejście do wiary z moją reakcją na jej utratę - to trochę nielogiczne.
Być może. Ale zestawianie utraty wiary z utratą dziecka też wydaje mi się nielogiczne.
|
Zdaję sobie sprawę, że takie porównanie może wydawać Ci się nielogiczne, biorąc pod uwagę Twoją kondycję życiową czyli, że np. nie masz dzieci. Mogłam użyć innego porównania np. "Nie pocieszysz osoby, której ukradziono Mercedesa mówiąc, że poruszanie się piechotą jest zdrowsze i bardziej ekologiczne". Użyłam tamtego, bo przyszło mi na myśl jako pierwsze więc widocznie było mi bliższe. Ale przyjmuję do wiadomości, że to do Ciebie nie przemawia.
Rozumiem, że mogły Cię dotknąć słowa Wiewióry: "Bardziej zbliżam się do ateizmu..Moje życie stało się pustą egzystencją". Tyle, że one oddawały tylko Jej stan ducha po utracie czegoś ważnego w Jej życiu, a nie były skierowane przeciwko ateistom, ateizmowi, a tym bardziej przeciwko Tobie. Na pewno też nie miały na celu wchodzić w polemikę na temat czy ateiści wiodą pustą egzystencję. Zresztą podkreśliłam Ci w jednej wypowiedzi, że ja tak nie uważam - staram się szanować każdego człowieka (piszę "staram się", bo przyznaję się - czasem emocje biorą górę i moje myśli chadzają wtedy różnymi ścieżkami , ale pracuję nad tym )
Maciej napisał: | Ja to zinterpretowałem w taki sposób, że wraz z końcem wiary w Boga życie traci sens. |
Myślę, że dobrze to zinterpretowałeś. Jeśli tracisz coś ważnego w swoim życiu, to nie unikniesz zachwiania poczucia sensu tego, na czym opierałeś swoją dotychczasową egzystencję. Jeśli nie przemawia do Ciebie zdanie "wraz z końcem wiary w Boga życie traci sens", wstaw sobie zamiast słowa "wiara" coś, co dla Ciebie jest najważniejsze. Może wtedy uda Ci się zrozumieć stan ducha Wiewióry, czy też każdej osoby będącej w podobnej sytuacji.
Maciej napisał: | Dla mnie to jest bardziej jak utrata wiary w wesołego staruszka podróżującego po świecie w zaprzęgu z reniferów. Też może być straszna, ale potem przechodzimy do porządku dziennego A zatem z mojego punktu widzenia to nic strasznego.
|
Staram się rozumieć Twoje podejście, ale w tym wypadku, w tym temacie tego forum, w kontekście problemów, o których pisała Wiewióra - to zdanie hmm... trochę zgrzytnęło. I stąd moja reakcja.
Maciej napisał: | A poza tym po ostatnim poście Wiewióry, uważam, że daleko jej do ateizmu. |
I to jest bardzo optymistyczna diagnoza . Wiewióra, myślę, że jeśli ateista to zauważył, to jest się z czego cieszyć .
Pozdrawiam niezmiennie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wiewiora
Dołączył: 01 Paź 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pią 12:29, 05 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Może sobi pomyślicie, że jestem głupia, że zadaję pytania na poziomie 10-latka. Ale już mam taki mętlik w głowie, że zagubiłam znaczenie najprostszych pojęć.. Czym jest ateizm? Czym jest prawdziwa wiara?... Mam brata ciotecznego, który od wielu lat uważa się za ateistę. Często dochodziło między nami do jakiś sprzeczek, nawet w Wigilię. Ja nie rozumiałam tego, iż robi pewne rzeczy skoro w nie nie wierzy,np robił znak krzyża, dzielił się opłatkiem. Nikt Go do tego nie zmuszał.. Czy ateista to ktoś, kto w nic nie wierzy? Gdy pytałam o to brata odpowiadał, że tak. On opiera się na nauce, na pewności..Ok, ale czy w nauce można być wszystkiego pewnym? Kiedyś kolega, też ateista próbował mi udowodnić, że jeśli pod kątem prostym rzuci czymś szklanym o podłogę to to się nie rozbije. Bardzo się zdziwił, kiedy rzucił żarówkę i się rozbiła.. Nie chcę tu wyśmiewać ateistów czy coś w tym stylu. Po prostu chcę się dowiedzieć, kim jest prawdziwy ateista. Ja myślę, że jeśli ateizm jest zwykłą niewiarą w cokolwiek, to nie ma ateistów. Każdy w coś wierzy.. Są sprawy, których nie da się udowodnić ani zrozumieć..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|